piątek, 18 października 2013

Epilog.

*z perspektywy Gerarda*

- Przed chwilą dzwonił Ramos, że znalazł Luisę. -  odpowiedział mój brat
- To świetnie. Powinna już dawno tutaj być. Przecież ktoś musi robić nam zdjęcia. - odpowiedziałem i szturchnąłem Cesca.
- Gerard! Przestań! To nie czas na żarty. Ona już wam nie zrobi zdjęcia... - mój brat nagle posmutniał
- Marc, nie żartuj mi tutaj.
- Ale ja nie żartuje. Policja znalazła dzisiaj, godzinę temu jej ciało na cmentarzu, koło grobu Julii. - zaczął opowiadać.
- Ale jak to jej ciało? Pewnie siedziała tam długo i zasnęła, bo dzisiaj w nocy Milan nie dawał jej w ogóle spać. -  nie było mi teraz już tak wesoło.
- Nie zasnęła. Luisa podcięła sobie żyły, bo jak Ramos powiedział, zabiła Bartka. Więcej nic nie wiem .

Ta wiadomość mnie zaskoczyła. Spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Poczułem, że w jednej chwili straciłem wszystko o co się starałem przez ostatni czas. W sercu zrobiła mi się taka pustka. Straciłem grunt pod nogami. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Chyba się przewróciłem na murawę, ale nie jestem pewien. Nie wiem gdzie w tej chwili znajdowały się moje dzieci. Zdaję sobie sprawę z tego, że było to bardzo nieodpowiedzialne, ale straciłem miłość swojego życia. Jedyne czego teraz pragnąłem, to żeby Luisa wróciła do świata żywych.
- Ej, Geri, żyjesz? - zapytał Fabs
- Nie. A przynajmniej się tak czuję.
- Wiem, Gerard. Sam to przeżyłem. Ale musisz się pozbierać. Masz dla kogo żyć. - powiedział to i wskazał na bawiącego się na murawie Milanka.

* osiem miesięcy później *
To już osiem miesięcy odkąd Luisa nie żyje. Nadal nie potrafię się pogodzić z tym, że moja ukochana odebrała sobie życie. Może kiedyś zrozumiem jej decyzję, jednak teraz nie potrafię. Cesc wspiera mnie jak tylko może. Stara się być ze mną cały czas. Abym tylko nie siedział sam w domu, bo wtedy ciągle myślę o Mojej Jedynej i Prawdziwej Miłości. Kochałem ją całym swoim sercem. Całym sobą. Nigdy nie myślałem o kimś tak jak o Niej. Fabs próbuje mnie przekonać, że widocznie tak musi być. 
Wczoraj był najważniejszy dla nas, Barcelony, mecz w tym sezonie, z PSG w finale Ligi Mistrzów. Wygraliśmy 5:0 z czego strzeliłem 3 bramki. Wszystkie oczywiście zadedykowałem mojej ukochanej i dzieciom.

Oczywiście po zwycięstwie odbyło się oficjalne wręczenie Pucharu Ligi Mistrzów. A zaraz później świętowanie z rodzinami. Wszyscy piłkarze przylecieli ze swoimi partnerkami. Tylko ja i Cesc zostaliśmy sami. A więc na murawę wzięliśmy moje dzieci. 
To było naprawdę straszne, jak wszyscy dziennikarze wypytywali mnie, gdzie jest mama tych maluchów. Każdego mijałem nie odpowiadając na pytania. W szatni się popłakałem.... Ale trzeba żyć dalej ... 
____________________________________________________
I tak oto kończy się ta historia. Dziękuję wszystkim, którzy czytali te moje wypociny xd A ja już teraz zapraszam na kolejnego bloga http://awglowietysiacemarzen.blogspot.com/ :) 
No to do zobaczenia na moim drugim blogu. 
Lui :)  

A! I zapomniałam :  Czytasz = komentujesz  :) 


sobota, 12 października 2013

12. Szczęśliwe zakończenia się zdarzają tylko w filmach ...



Okno w białym BMW się otworzyło, a w nim dostrzegłam znajomy uśmiech. Chłopak po woli wyszedł z auta ubrany w szarawy garnitur. Szedł w moim kierunku z tym samym uśmiechem na ustach. Ahh... To Marc, brat Gerarda.
-Hej Marc, co ty tutaj robisz? - zapytałam chłopaka
-Jak to co ? Przyszedłem popatrzeć jak mój kochany braciszek wgniata kolegów w ziemię.- odpowiedział


- Ehee...Nigdy nie interesowały ciebie występy Twojego brata. Przyszedłeś tu dla Anny, prawda? - rozgryzłam Marca
- Ty zawsze potrafisz mnie rozgryźć. Tak. Przyszedłem tutaj dla niej. Jest na Camp Nou?
- Tak, siedzi wraz z Milankiem i Julią. Ale Marc, pamiętasz, że ona jest żoną Andresa?
- Tak, tak. Pamiętam. Ale męża zawsze można zmienić. - powiedział i uśmiechnął się głupkowato, co w rodzinie Pique było tradycją.

Marc zamknął swoją "furę" i pobiegła na Camp Nou do swojej wybranki, która nie była jego.
Ahh... ci faceci. Pomyślałam i poszłam w kierunku najbliższego sklepu spożywczego, do którego droga prowadziła przez park. Nie lubiłam chodzić przez ten park, ponieważ dużo tutaj było handlarzy narkotyków i  "pań lekkich obyczajów". Często tutaj przychodzili małolaty i za pieniądze rodziców najpierw kupowali dragi, które wciągali w prowizorycznej toalecie w środku parku. A później szli do tych kobiet.
Nagle spostrzegłam znajomą sylwetkę. Natychmiast schowałam się za krzakiem, których w tym parku nie brakowało, aby ON mnie nie zauważył. Obserwowałam jego ruchy i zauważyłam, że te kobiety "są jego". A teraz przyszedł zabrać kasę, którą one zarobiły pracując swoim ciałem. Z jedną z nich rozmawiał wyjątkowo długo. W zasadzie nie rozmawiał tylko się na nią darł. Ten jego monolog został zwieńczony uderzeniem z całej siły tej kobiety w twarz. A później, jak gdyby nigdy nic, odszedł.
Tego już nie wytrzymałam. Złapałam za jakiś metalowy pręt, który leżał koło mnie i pobiegłam za nim. Oczywiście starałam się biec jak najciszej, żeby mnie nie spostrzegł.
Zatrzymał się na chwilę, aby zawiązać buta. Idealny moment.
Szybko zaszłam go od tyłu i z całej siły uderzyłam go metalowym prętem w głowę. To uderzenie go powaliło. Krew rozprysła się. Zauważyłam, że Bartek przestał oddychać.
Czyli zrobiłam to. Ja Luisa zabiłam go. Dopiero teraz po woli zaczęło docierać do mnie co takiego zrobiłam.

Szybko uciekłam z miejsca zbrodni. Nie wiedziałam dokąd pobiec. Wybrałam cmentarz. Znalazłam grób Julii.
 Usiadłam na przeciwko niego.
- Julia, zrobiłam to. Zabiłam Bartka. Ale ja zrobiłam to dla Ciebie. Przez niego Ty nie żyjesz, więc ja musiałam to zrobić. Zbyt bardzo Ciebie kochałam. Byłaś dla mnie zbyt ważna. Wiem, że to nie było dobre rozwiązanie, ale jednak kiedy zobaczyłam, jak on potraktował tamtą kobietę to coś we mnie pękło. Coś podpowiadało mi, że powinnam to zrobić. Tylko, że teraz mam problem. Zabiłam go. A jego ciało leży w parku. Obok niego jest pręt, a na nim moje odciski palców. Zaraz ktoś zadzwoni na policję. Oni zaczną śledztwo. Ktoś na pewno widział jak go zabijałam. A wtedy.... wtedy będę musiała iść do więzienia. Ale nie mogę. Wiesz jaki to będzie wstyd dla Pique ? Wyobrażam już sobie te nagłówki w gazetach : "Ukochana słynnego hiszpańskiego piłkarza zabiła ze szczególnym okrucieństwem! Wyrok dożywocia to za mało! Niech Gerard dostanie zakaz gry!". Nie chcę, aby przez moją głupotę ucierpiała moja pierwsza i ostatnia miłość.  ~ To były ostatnie słowa wypowiedziane przez Luisę do swojej przyjaciółki Julii Fabregas, a w zasadzie do jej grobu.
Później sięgnęła po żyletkę, którą miała głęboko schowaną w kieszeni i nosiła na wszelki wypadek, i podcięła sobie żyły. Nie zrobiła jakiś głębokich cięć, ale ponieważ jej ręce posiadały już wiele blizn i strupów po tego typu "wypadkach" , nie udało jej się uratować.




Podczas kiedy Luisa właśnie straciła życie jej ukochany wziął małego Milanka i Julię na murawę Camp Nou i robił zdjęcia wraz z Fabregasem.
- Gerard ! Muszę Ci coś powiedzieć! - krzyknął Marc Pique i podbiegł do brata
- No co chcesz młody? - powiedział rozbawiony tym, że Milan zaczął jeść piłkę, Pique
_________________________________________________________________________________
Tam dam dam ! Mamy kolejny wpisik :3 Znów przepraszam za lekko brutalny gif :)
Ten rozdział dedykuję drogiemu Bartkowi ( nie miałam Ciebie na myśli nazywając bohatera Bartek ) i Maiconowi .

CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

piątek, 27 września 2013

11. W końcu trochę spokoju ...






*** Dwa miesiące później
Te dwa miesiące były dla mnie straszne. Wszystko dokoła mnie przypominało mi Julię. Fabregas także cały czas był smutny. Gdyby nie Gerard, który codziennie go odwiedzał i pocieszał, pewnie zrobiłby sobie coś. On tak bardzo ją kochał... A ona tak szybko odeszła. Codziennie chodziłam na jej grób i stawiałam znicze i kwiaty. Fabs robił to samo. Ostatnio pozwoliliśmy mu się do nas przeprowadzić, bo sam nie dawał rady sobie w takim wielkim domu, w którym pełno było rzeczy Julii. Nie potrafił ich wyrzucić. Pewnie ja też bym nie potrafiła. Co ja mówię pewnie. Ja nie potrafię tego zrobić. W mojej szafie mam pełno jej ubrań. W kosmetyczce perfum i pudrów. Albumy są pełne naszych wspólnych zdjęć. Są to jedyne pamiątki po mojej przyjaciółce, więc jakbym mogła je wyrzucić. 
Miałam już o tym nie mówić. Zawsze jak wspominam Juli to jest mi smutno. A teraz wzięło mnie na wspomnienia dlatego,że leżę na łóżku szpitalnym. Przy mnie siedzi Gerard. Wczoraj o godzinie 21 przyjechałam razem z Hiszpanem do szpitala.
Na dzisiaj mam wyznaczoną datę porodu. Razem z Pique jesteśmy szczęśliwi, z tego powodu, że wróciliśmy do siebie i zaraz zostaniemy rodzicami. ***
Stało się. O godzinie 20:20 w Prywatnej Klinice w Barcelonie na świat przyszły moje kochane bliźniaki dwujajowe- dziewczynka i chłopiec. O dziwo jeszcze wczoraj byłam przekonana, że urodzę tylko synka. A tutaj taka niespodzianka. Razem z Gerim podjęliśmy decyzję,że małą nazwiemy Julia, na cześć kochanej Julii Fabregas...
Związek z tak znanym piłkarzem zobowiązuje. Gerard już o 3 w nocy ubrał nasze maleństwa w Blaugranowe ciuszki i zaczął robić im zdjęcia.
Godzina 4:00 w nocy

Zaczął od Julci. Carles już wczoraj wpadł do szpitala i podarował nam swoją dawną koszulkę, aby zrobić naszemu synkowi w niej zdjęcie. Jako, że mamy bliźniaki to Mała Julia doznała zaszczytu posiadania koszulki Kapitana. 

Później przyszła kolej na Milanka. Żeby nie powtarzać zdjęć to Geri założył mu Barcelonowy szlafroczek i cyknął focie. Trochę przeróbek w Aviary i można wrzucać na Twittera. 



Ahhh.... ten uzależniony od portali społecznościowych Pique.
 - Luuuuuuuuui... W hallu jest pełno prezentów dla naszych maluchów. Przynieść je ? - zapytał mój ukochany kiedy skończył chwalić się światu, że został ojcem dwójki maluchów.
- Możesz. - odpowiedziałam i zauważyłam, że nic mnie już nie boli. Gerard przyniósł masę kartonów a ja postanowiłam odpalić laptopa. Cała skrzynka pełna gratulacji. Chciałam odpisać wszystkim, ale nie miałam aż tyle siły. Stwierdziłam,że i ja mogę pochwalić się tym, że zostałam matką. Porobiłam parę zdjęć prezentów otrzymanych od piłkarzy Barcelony i zrobiłam z nich sklejkę.

Wrzuciłam zdjęcie na facebooka i napisałam : 

"Dziękuję wam kochani za wsparcie w tym niezmiernie ważnym zarówno dla mnie i Gerarda dniu. Ogromne podziękowania dla sztabu FC Barcelony i wszystkich piłkarzy za otrzymane prezenty dla maluchów. "

Odzew był natychmiastowy. Wszyscy nam gratulowali. Oh... jakie to miłe.

- Puk puk. Mogę wejść ?
- O! Cesc ! Pewnie. Czekałam na Ciebie. Myślałam, że zrobisz sobie jakąś słit focię z Gerim na insta. W końcu oboje jesteście od tego uzależnieni. - powitałam Hiszpana
- Chciałem dać wam trochę prywatności. A ten debil zrobił zdjęcia beze mnie ? -  zaczął żartować Cesc
- Tak. Zrobił.  Ale wiesz, nic straconego. Możesz się pochwalić, że byłeś u swojej chrześniaczki.
- Chrześniaczki? - zapytał zdziwiony.- A to nie miał być synek ?
- Miał być. Ale urodziłam bliźniaki. Córeczkę i synka.
- A jak nazwaliście małą?
- Julia...
- Julia mówisz... - jego oczy zaszkliły się. Ukucnął i płakał.
- Cesc... Mała ma imię właśnie po Twojej żonie. Wiem, że dla Ciebie teraz to trudne, ale zrozum nas - próbowałam go pocieszyć.
- Rozumiem. I w głębi duszy się z tego cieszę, ale jeszcze cały czas kiedy słyszę jej imię chce mi się płakać. Tak bardzo ją kocham...

**********
Miesiąc później.
- Gerard! Zbieraj się ! Idziemy dzisiaj z dziećmi pierwszy raz na wasz trening, więc miło by było gdybyś i ty tam był. - próbowałam zmusić chłopaka do tego by ruszył się z przed telewizora
- Czekaj, bo my tu z tym frajerem meczyk kończymy. - odkrzyknął mój wybranek.
- Ciągle tylko Fifa i Fifa. A ja muszę się sama dziećmi zajmować. -  mruczałam pod nosem.

Gerard i Cesc w końcu skończyli grać i ruszyli na trening. Pojechałam oczywiście z nimi. Już za tydzień grają na Wembley w finale Ligi Mistrzów. Muszą to wygrać.

Pojawiliśmy się na treningu trochę spóźnieni. Co u Gerarda było już w sumie normą. Ten facet wszędzie się spóźniał. Dobrze, że chociaż na porodówce był na czas. Chociaż niewiele brakowało, aby się spóźnił. Dobrze, że jego młodszy brat, Marc nad wszystkim czuwał wtedy.
Cesc i Gerard dostali 5 karnych kółek. Po wykonaniu zadania zaczęli zachowywać się jak małe dzieciaki.

 Później już nie zwracałam uwagi na to co robili, bo przyszła Anna, żona Andresa, i zaczęłyśmy rozmawiać o dzieciach. Anna bardzo polubiła moje maluchy.
Koło godziny później musiałam pójść po coś do picia, więc zostawiłam Julię i Milana Annie.

Zeszłam z trybuny VIPów i udałam się do wyjścia. Po drodze oczywiście zaczepiło mnie paru kibiców Blaugrany i prosiło o autograf. Kiedy rozdałam już wszystkie i każdy kto chciał zrobił sobie ze mną zdjęcie wyszłam na ulicę Barcelony, gdzie zobaczyłam białe BMW.. A w nim....
________________________________________________________
Kolejny rozdział :D tym razem dedykacja dla wspierającej mnie cały czas Julii :3 <333 p="">Trochę nudnawy i za wesoły jak na mnie rozdział :3

środa, 25 września 2013

10. Śmierć

-Mam dla Pani w takim razie wiadomość. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, jednak nie udało nam się uratować Pani Julii Fábregas. Zmarła, ponieważ miała zbyt wiele obrażeń wewnętrznych. - powiedział lekarz
-ALE JAK TO !!?? - wykrzyknęłam tak głośno, że zapewne usłyszał mnie cały szpital. - ONA MUSI ŻYĆ!!

- Bardzo mi przykro - odpowiedział pan Samaniego
- I co mnie obchodzi, że pani jest przykro?! - wybuchnęłam płaczem.
Pielęgniarki zaczęły mnie pocieszać, jednak ja nie reagowałam.
*** Dwie godziny później
Nie zauważyłam nawet kiedy minął ten czas jednak wciąż siedziałam pod ścianą i płakałam. Nie wiem skąd nagle znalazł się przy mnie Gerard. Przytulił mnie. 


-Mam dla Pani w takim razie wiadomość. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, jednak nie udało nam się uratować Pani Julii Fábregas. Zmarła, ponieważ miała zbyt wiele obrażeń wewnętrznych. - powiedział lekarz
-ALE JAK TO !!?? - wykrzyknęłam tak głośno, że zapewne usłyszał mnie cały szpital. - ONA MUSI ŻYĆ!!
Nie broniłam się przed tym. Potrzebowałam tego.
-Skarbie, wszystko w porządku? - Zapytał Piqué głaszcząc mnie po głowie
- Nic nie jest w porządku! Julia nie żyje! I to wszystko przeze mnie! I przez niego!
- Ale przez jakiego "jego" ?
- No przez niego. Bartka.
- Kim jest ten Bartek ?!
- A więc to długa historia. - powiedziałam już spokojniej
- Mam czas. Odpowiadaj kochanie - przytulił mnie
- A więc jest to chłopak z Madrytu, którego znam już od podstawówki. Na początku się przyjaźniliśmy, jednak, kiedy Bartek miał 11 lat zmarła mu matka. A dokładniej to widział na własne oczy jak jego ojciec zamordował matkę. Przeżył wtedy straszną traumę. Od tamtego czasu znęcał się nad wszystkimi. A w szczególności nade mną. Nie wiem dlaczego. W trzeciej klasie gimnazjum przeprowadziłam się do Barcelony. Aby być jak najdalej od niego. Przez jakieś dwa lata miałam spokój. Jednak później mnie znalazł. Zaczął mnie szantażować i gwałcić. Chwilę odpoczynku znalazłam dopiero obok Ciebie - przerwalam na chwilę moją opowieść, aby przutulić się do jego torsu.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Razem poradzilibyśmy sobie. - Zapytał Hiszpan
- Bo nie mogłam. Jak już mówiłam, szantażował mnie. Później, hak wróciłam do Madrytu to zaczął znów mnie prześladować i znów mnie zgwałcił. Julia chciała mnie uratować. Nie wiem co jej zrobił, bo podał mi jakieś narkotyki. To przeze mnie Julia nie żyje! - Znów zaczęłam płakać.
- To nie jest Twoja wina! To wszystko przez niego! Zabije skurwiela jak tylko go znajdę! - Gerard był naprawdę wściekły
- Nie. Zostaw. Fabs Ciebie teraz potrzebuje. To Twój przyjaciel. Musisz mu pomóc póki go jeszcze masz.

Cały czas płakałam a Gerard mnie pocieszał. W końcu i on psychicznie nie wytrzymał i zaczął płakać. Najpierw powoli spłynęła tylko jedna łza. Później nie widziałam już jego oczyma były całe czerwone od płaczu...













__________________________________________________________
I kolejny rozdział mamy :)  tym razem dedykacja dla jakże wspaniałej Domi :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

środa, 18 września 2013

9. Szpital




W końcu znalazłam ją... Leżała na ziemi nieprzytomna. Szybko schyliłam się i zaczęłam wykonywać sztuczne oddychanie. Uff... Oddychała. Wyjęłam telefon z torebki i zaczęłam wybierać numer 112.
-Dzień dobry. Policja. - powiedział ktoś po drugiej stronie słuchawki
- Chciałabym wezwać karetkę na ulicę Jesionową 29. Ale teraz natychmiast! - wykrzyczałam do słuchawki i się rozłączyłam.
- Juli, nie odchodź... Proszę Cię.. Kochana. Nie zostawiaj mnie tutaj samej... Juluś... - wychlipałam.
Karetka przyjechała dość szybko. Chciałam do niej wsiąść, jednak mi nie pozwolili.
Podeszłam do ściany. Zaczęłam płakać i osuwać się na dół. Ona nie mogła umrzeć.

*****************************
W szpitalu

Przyjechałam do szpitala jak najszybciej się dało. Zaczęłam szukać sali w której leży moja przyjaciółka. Biegałam po budynku jak oszalała, aż w końcu znalazłam gabinet lekarzy. Zapytałam gdzie leży Julia ...Julia Fabregas ? 
- W sali numer 6. Ale jest pani kimś z rodziny? - zapytał doktor Samaniego 
- Nie. - odpowiedziałam smutno 
- To niestety nie może pani wejść. 
Znów się rozpłakałam i uciekłam do łazienki. Tam weszłam do pierwszej lepszej kabiny i wyciągnęłam... Tak. Żyletkę. Tak , znów to zrobiła. Pierwsze cięcie bolało najmocniej. Później już nic nie czułam.
Nie wiem kiedy straciłam przytomność, ale obudziłam się dopiero na sali szpitalnej. Zobaczyłam,że mam zabandażowaną rękę. 
Czyli mnie uratowali. Pomyślałam. Nie chciałam tego. Wolałam umrzeć. Bo to przeze mnie Julia znalazła się w szpitalu. 
Właśnie ! Julia. Wstałam z łóżka i poszłam do gabinetu lekarzy po raz drugi już dzisiaj.
Tym razem doktor Samaniego pozwolił mi pójść do Julii. Leżała nieprzytomna na łóżku. Wyglądała tak niewinnie. Tęskniłam za tą żywiołową Julcią, która była ciągle uśmiechnięta i zadowolona z życia. A nie taką smutną dziewczynę. 
Nagle jakiś sprzęt koło łóżka zaczął dzwonić. Przestraszyłam się ale nie opuszczałam miejsca koło łóżka mojej najlepszej przyjaciółki.Przybiegło z pięciu lekarzy i zaczęli coś robić przy tym sprzęcie. Ja nadal nie ruszałam się z miejsca. Doktor Samaniego rozpiął górną część piżamy Julii i zaczął masaż serca. Jedna z pielęgniarek rozkazała mi wyjść. Zrobiłam to niechętnie, ponieważ nie chciałam zostawiać Hiszpanki samej. 
Stanęłam przy szybie i wpatrywałam się co robili lekarze. Pielęgniarz Castro zasłonił zasłonkę która wisiała dookoła łóżka. Ehh.. No to sobie popatrzyłam. Usiadłam więc pod salą i nie ruszałam się z miejsca. 
Po godzinie z sali wyszedł lekarz.
-Czy pani jest tu jedyną bliską osobą Julii Fabregas ? - zapytał
- Tak. Co z nią jest? 
-No to mam dla pani wiadomość .... 
_____________________________________________________
Przepraszam za ten jeden trochę brutalny fragment, ale musiałam. 
Taki trochę wymuszony rozdział, ale jest. :)  
Ten wpis dedykuję Dominice :) 

Czytasz = Komentujesz  :) 

niedziela, 15 września 2013

8. Dlaczego ?

Zrobił to. Zrobił to po raz kolejny. Chyba wszyscy wiedzą o co mi chodzi. To słowo nie przejdzie mi przez gardło.
Później jak gdyby nigdy nic pocałował mnie w usta i poszedł. Poszedł i zostawił mnie leżącą na ziemi. Na zimnej i brudnej ziemi. Zaczęła się rozglądać za Julią. Nigdzie jej nie było.
Co on jej zrobił? Zaczęłam się martwić o moją najlepszą przyjaciółkę. Ona zawsze ze mną była. W tych smutnych i tych dobrych chwilach. Zawsze podtrzymywała mnie na duchu. Wiedziała o mnie wszystko. Pomagała.
 A teraz co? Przeze mnie coś mogło jej się stać. Mogę ją stracić na zawsze. Nie. Nawet nie wolno mi tak myśleć. Pewnie uciekła mu. On wściekły zrobił mi to.
Próbowałam się podnieść z ziemi. Nie mogłam dać rady. Wszystko mnie bolało.
Nagle przypomniałam sobie o ciąży. Czy z moim synkiem wszystko jest w porządku ? Czy on mu nic nie zrobił TYM.
W końcu udało mi się wstać. Pierwsze co zrobiłam to zaczęłam szukać telefonu. Szło mi to dość mozolnie , bo wszystko mnie bolało. Jest! Znalazłam. Szybko wybrałam numer Julii. Nikt nie odbierał. To już źle znaczyło. Moja przyjaciółka zawsze odbierała ode mnie telefon. Gdziekolwiek by była. Szkoła, lekarz, ważne spotkanie... Nasza przyjaźń była ważniejsza. Ale teraz musiało się stać coś poważnego.
Hmm.... a może po prostu była zajęta z Cescem ? Nie. Wtedy też by odebrała. No to trzeba zadzwonić do Fabregasa. Nie będzie to przyjemna rozmowa, ale dla Julii zrobię wszystko. Wybrałam numer Hiszpana i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Hhhej Cesc. Jest z Tobą Jula ? - zapytałam zdenerwowana
- Nie. Myślałem, że jest z Tobą. - odpowiedział piłkarz. - Luisa, powiedz mi o co chodzi. - niemal wykrzyknął.
- O nic. Chciałam wiedzieć. - starałam się uspokoić go. - A... jeszcze jedno. Miałeś jakiś kontakt z Gerardem ? - oczy zaszły mi łzami.
- Tak, owszem. Rozmawiałem z nim wiele razy. Wspominał coś o Tobie. I o tym, że nadal Cię kocha, jednak wie, że musi mu to przejść, bo Ty go nie chcesz widzieć. - mówił Katalończyk.
Tego już nie wytrzymałam. Szybko się rozłączyłam i wybuchnęłam głośnym płaczem. Tak, ja go nadal kocham. Ale ON,Bartek,  musiał wszystko zniszczyć. Naszą miłość. Ja i Gerard byliśmy tacy szczęśliwi.
O nie ! Przez to użalanie się nad sobą zapomniałam o Julii. Muszę zacząć jej szukać.
Mimo ogromnego bólu zaczęłam biegać w tę i z powrotem w poszukiwaniu Hiszpanki.
I w końcu ją znalazłam .....
______________________________________________________________
Welcome back :3 Naszła mnie wena, więc piszę :3
Mam nadzieję, że się podoba <3 p="">

CZYTASZ= KOMENTUJESZ

Każdy komentarz naprawdę pomaga <3 div="" nbsp="">
Nieuchronnie zbliżamy się do końca historii. 
Ten rozdział dedykuję Julii ( tak, to właśnie ona jest tą "Hiszpanką" )  i Julii :) 


niedziela, 25 sierpnia 2013

7. Powtórka...

Stał pod moim oknem i patrzył w górę. Strasznie się przestraszyłam. Nie wiedziałam co robić. Mój telefon znowu zaczął dzwonić. Spojrzałam na ekran. To On dzwonił. Nie wiedziałam czy odebrać czy nie.Jak nie odbiorę to będzie cały czas dzwonił, a może nawet odważy się zapukać do drzwi. Nie. Nie chcialam, żeby rodzice o wszystkim się dowiedzieli. Więc odebrałam. 
- "Widzę mała, że w domku jesteś" - On powiedział 
- " Co Ty tutaj robisz? Przecież wszystko zrobilam tak jak kazałeś. Mówiłeś, że znikniesz, a teraz co? Nagle pojawiasz się pod moim oknem. Co tym razem chcesz ode mnie?" - mówiłam zestresowana
- " Kotku zejdź na dół, albo ja wejdę do Ciebie" - zaczął mnie straszyć. 
- "Dobra, zejdę. Ale tylko na chwilę. Jestem bardzo zajęta" - skłamałam
Zarzuciłam czarną skórzaną kurtkę na ramiona. Ubrałam pierwszą lepszą spódnicę. Do tego założyłam zwykłe baleriny i zeszłam na dół. Poczułam chłodny wiatr na ramionach. Mimo iż było pewnie ze 20 stopni na dworze to mi było zimno. To pewnie ze strachu. 
Dostrzegłam Go. Stał koło lampy. Podeszłam bliżej.
- "Czego chcesz?" - zapytałam
- " Słońce, jak Ty się do mnie odzywasz?  Ale do celu. Chodźmy się przejść" 
- " Nigdzie nie idę. Miałam tylko tutaj zejść" - powiedziałam.
-"Albo idziesz ze mną albo..." przyciągnął mnie do siebie i mocno pociągnął za włosy.
- "Dobrze. Już idę. " - powiedziałam wystraszona próbując wyrwać się z jego uścisku.
Chwycił mnie mocno za nadgarstek, żebym przypadkiem mu nie uciekła. 
Zatrzymaliśmy się koło jakiegoś opuszczonego budynku. 
-" Chyba musimy porozmawiać mała." - On powiedział.
- " O czym? Nie jestem Ci teraz nic dłużna." 
- " Słyszałem, że komuś o TYM powiedziałaś." - złapał mnie mocniej za nadgarstek i przyciągnął do siebie znowu. Poczułam jego oddech na policzku. 
- " Nikomu nic nie mówiłam." -  skłamałam po raz kolejny.
-" Ja wiem swoje"- powiedział po czym jego ręka powędrowała pod moją bluzkę.  Wędrowała coraz wyżej. Poczułam ją na swoim biuście. 
Usiłowałam mu się wyrwać, ale się nie dało. Zerwał ze mnie bluzkę.
-" Musisz teraz dostać za swoje ździro"- wykrzyczał i znowu zaczął mnie obmacywać. 
***
Poczułam, że ktoś zaczął mną potrząsać. Obudziłam się. Dostrzegłam moją przyjaciółkę, Julię. 
-" Julia? Co ja tutaj robię? I skąd Ty się tutaj wzięłaś? " - zapytałam. Poczułam ogromny ból w dolnej części brzucha. 
-" Lui, co się Tobie stało? Wyglądasz strasznie. Czy to znowu ten drań Ci coś zrobił?
- "Nie. My tylko rozmawialiśmy." - odpowiedziałam
- " To gdzie zgubiłaś ubrania ?" - zapytała zatroskana Julia.
Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Poczułam jak ktoś wbija mi igłę w rękę. Zaczęłam krzyczeć "Julia!"  ale nikt mi nie odpowiadał. Ktoś znowu mnie ukłuł iglą. Przed moimi oczyma tym razem pojawiła się tęcza. Zrobiło mi się miło i przyjemnie. To co wtedy czułam nie przedstawiało ani trochę tego co się działo wokół mnie...